Siedziałam skulona na łóżku obserwując jak
wpadające do pokoju światło księżyca rozświetla moją pościel. Od trzech godzin
nie mogłam zasnąć. Nie musiałam nawet wyglądać przez okno – była pełnia, a
podczas pełni zawsze doskwiera mi bezsenność. Żaden lekarz nie potrafił tego
racjonalnie wytłumaczyć, tym bardziej, że nie chodzi tu o lęk tylko o kwestie
dziedziczne. Ten rzekomo interesujący dar odziedziczyłam po mamie. Zawsze
podczas naszych bezsennych, księżycowych nocy wpatrujemy się w gwiazdy i dając
się ponieść wyobraźni wymyślamy przeróżne historie. Rankiem, o dziwo wypoczęte
budzimy resztę rodziny i niczym uciążliwe budziki biegamy po domu krzycząc w
niebogłosy. Spośród trójki rodzeństwa tylko ja odziedziczyłam księżycową
bezsenność. Mama nigdy z tego powodu nie traktowała mnie z wyższością, ale mimo
tego myślę, że jestem z nią naprawdę blisko. Bliżej od moich sióstr. Czuję do
niej jakieś wyjątkowe przywiązanie, tak jakby ten wspólny dar tworzył jakąś
niewidzialną aurę między nami. Pewnie dlatego, kiedy jej dzisiaj ze mną nie ma
męczy mnie wielka samotność. Wstałam i podeszłam do okna otwierając je
instynktownie. Poczułam znajomy zapach nocy a w tle słychać było koncert
świerszczy.
- Co teraz robisz mamo? –
spytałam w myślach wpatrując się w srebrzystą kulę.
Odpowiedział mi chłodny powiew
wiatru. Pewnie mama również wpatruje się w księżyc myśląc o mnie. Także tęskni.
Oddalona o prawie tysiąc kilometrów. Nienawidzę jak wyjeżdża, ale z drugiej
strony wiem, że tego nie uniknę. Życie sławnej pianistki wymaga koncertów. Zwłaszcza
na tle międzynarodowym, by promować kraj.
Nocą wszystko jest intrygujące. Z
zaciekawieniem przyglądałam się gwiazdom rozrzuconym na ciemno granatowym niebie. Prawie wszystkie
migotały z wyjątkiem paru odmieńców. To planety. Nocne historie mojej mamy
często mają miejsce na tych planetach. Bez znaczenia jest czy to tak naprawdę
Wenus czy Mars bo mama wymyśla im nowe nazwy, wciela w nie nowe życie. Obdarza
je rozumem, własną wolą. Zupełnie jak Bóg Stwórca bezgranicznie ufający temu,
co stworzył. Uśmiechnęłam się przenosząc wzrok na pobliskie pola, które
ogarnięte mrokiem przypominały tereny rodem z upiornego horroru. Inspirując się
ich przerażającym widokiem opowiadam mamie o tajemniczych Cieniach
korzystających z panujących tam ciemności. Dzięki nim poruszają się
niezauważone i wówczas jako niewidzialne istoty mogą bez problemu polować na
zagubione zwierzęta lub nierozważnych ludzi pozostawiając po nich jedynie cień…
W końcu przyszła pora na las.
Skierowałam wzrok na wielkie, niekończące się zbiorowisko różnych gatunków
drzew i krzewów po lewej stronie pola. Zdecydowanie najbardziej inspirujący
punkt naszych opowieści. Zadrżałam na samą myśl o tym, z jaką precyzją mama
opowiada o mrocznych tajemnicach skrywanych przez las. Zachowuje się tak, jakby
znała go jak własną kieszeń, a jej historie tam mają charakter pierwszoosobowy.
Gdybym nadal miała pięć lat uwierzyłabym, że te wszystkie przygody rzeczywiście
przeżyła.
Nagle w głębi mrocznego lasu zauważyłam słabe światło,
które powoli stawało się coraz intensywniejsze. To była latarnia. Zamarłam. Skąd
tam się wzięła latarnia? I co najważniejsze, jak to możliwe, że się zapaliła?
Akurat teraz, kiedy jestem sama? Energicznie zamknęłam okno, zsunęłam rolety i
wskoczyłam pod kołdrę. W domu panowała straszna cisza. Teraz, kiedy tak nagle
przerwałam koncert świerszczy nie mogłam się do niej przyzwyczaić. W pokoju
panował mrok. Sięgnęłam po komórkę by sprawdzić godzinę. Minuta po trzeciej.
Zostały mi cztery godziny samotności i strachu. Nie mogłam pozbierać myśli, nie
myślałam o niczym innym, tylko o tej latarni. Próbowałam sobie wmówić, że to
tylko wytwór mojej wyobraźni. Za każdym razem, kiedy zamykałam oczy pojawiał
się obraz lasu i tego narastającego upiornego pomarańczowego światła. Walczyłam
sama z sobą, z własnym umysłem.
- To tylko mi się śni! –
powtarzałam w myślach.
Cóż za ironia, przecież ja nie
mogę zasnąć. Ponownie wszystko wydało mi się realistyczne. W końcu się
opamiętałam. Stwierdziłam, że nie mogę panikować, na wszystko znajdzie się
jakieś racjonalne wytłumaczenie. Rankiem porozmawiam z tatą, on mieszka tu od
dziecka, na pewno co nieco wie o okolicy. Ta myśl uspokoiła mnie. Odważnym
krokiem zeszłam do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku. Płomień gazu przypominał
mi światło leśnej latarni.
- O nie moja kochana wyobraźnio,
tu mnie nie przestraszysz! – uśmiechnęłam się triumfalnie.
Zaparzyłam herbatę i popijając ją
małymi łykami czekałam na poranek.
***
Z niecierpliwością patrzyłam na leniwe
wskazówki zegara. Od ponad godziny było już jasno. Słońce radośnie przebijało
się przez okno rozświetlając unoszący się w powietrzu kurz. Za trzydzieści
minut miałam obudzić rodzinę. Czas płynął nieubłagalnie wolno. Zwykle tak jest,
kiedy na coś bardzo czekamy. Noc bez mamy ciągnęła się niemiłosiernie.
Postanowiłam zabić nudę przygotowując rodzinie śniadanie. Moje umiejętności
kulinarne nie pozwalały na nie wiadomo jak wielkie frykasy, dlatego postawiłam
na klasyczną polską jajecznicę z boczkiem.
Wybiła siódma. Tata punktualnie
zjawił się w kuchni. Nie przepada za naszym budzeniem dlatego często nas
przechytrza wstając sam o pięć minut wcześniej.
- Hej kochanie, jak minęła noc? –
zapytał przecierając ospale oczy.
- Właśnie muszę z tobą o tym
porozmawiać – odpowiedziałam dość poważnym tonem.
- Ojej, a co się stało? –
zmartwił się tata.
Dobrze znam mojego tatę. Pewnie
teraz po jego głowie chodziły różne dziwne myśli. Złamane serce? Gwałt? Ciąża?
Widziałam jego zakłopotanie. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam wprowadzać ludzi
w stan takich emocji. To może brutalne, ale sprawia mi przyjemność. Niestety
teraz, kiedy zależało mi na czasie nie mogłam dalej grać na wrażliwości taty.
- Wiesz tato, kolejna bezsenna
księżycowa noc. Jak zwykle siedziałam przy oknie wpatrując się w las, ale tym
razem zauważyłam coś dziwnego. – odpowiedziałam.
- Co takiego? – zdziwił się.
- Nagle w głębi lasu zapaliła się
latarnia, zastanawiam się skąd ona się tam wzięła? Nigdy wcześniej jej nie
widziałam. Wiesz coś może o tym?
Tata na początku nic nie odpowiedział.
Usiadł przy stole i zaczął pustym wzrokiem wpatrywać się w ściany. Wydawało mi
się, że zbladł. Wyczuwałam jego strach. Po chwili milczenia powoli przeniósł wzrok na
mnie.
- Kiedy byłem małym chłopcem
opowiadano mi historie o starym cmentarzu w lesie. Niewiele z tego rozumiałem,
ale wystarczyło żebym się tam nie szwendał.
Czułam jak serce zaczyna mi
mocniej bić. Cmentarz? Czemu ja o tym nic nie wiedziałam?
- Gdy miałem osiemnaście lat
postanowiłem poszukać tego cmentarza – Kontynuował tata – Młody byłem, głupi i
chyba za odważny. Wraz z kolegą spędziliśmy cały dzień na szukaniu dowodów jego
istnienia, ale nic nie znaleźliśmy. Czułem się nieco oszukany, że przez tak
wiele lat ludzie robili mnie w balona. Opowiedziałem o tym wszystkim
mieszkańcom. Po krótkim czasie strach przed lasem zniknął. Dzieci w końcu mogły
się tam bawić. Do czasu…
-Co się stało? – spytałam. Ta
historia bardzo mnie zainteresowała.
- Pewnego dnia córka Pisowskich
nie wróciła do domu. Zaczęły się wielkie poszukiwania. Po czterech
godzinach odnaleziono dziewczynkę. Nie
żyła. Odziana była w czarną szatę, a jej oczy nie miały źrenic. Przerażający
widok. W lewej ręce trzymała pożółkłą kartkę z niewyraźnym rysunkiem. Cmentarza
Annabello, nawiedzonego cmentarza.
O Heleno!
OdpowiedzUsuńAbsolutnie świetne! Zarówno jeśli chodzi o wygląd bloga, treść rozdziału, styl pisania... nie wyłapałam również żadnych błędów, ale możliwe za bardzo skupiłam się na fabule :).
Kiedy to czytałam (w nocy co prawda, ale nie byłam w stanie wtedy się wypowiedzieć) po prostu porwałaś mnie w swój świat przedstawiony, dosłownie uwięziłaś w środku, a teraz czekam zawieszona na kolejny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny,
Aleksandra M.
Ps. Byłabyś w stanie informować mnie na facebooku o kolejnych dodawanych notkach? Wiele by to ułatwiło. Jeszcze raz pozdrawiam :)
Dziękuję <3
UsuńO święta Helenko!
OdpowiedzUsuńWspaniałe, cudowne, piękne! Takie jak Ty <3
Miewasz tam co jakiś czas takie błędy, na które ja jestem przeczulona, albowiem zapominasz może niechcący - brak spacji, chyba nie zauważyłaś tego, ale ja tak :D
Np. 'sięlatarnia' ;-)
+Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i cieszę się, że założyłaś go :)
UsuńBłędy poprawię, dziękuję za miłe słowa :)
UsuńOMH. To było cudowne, naprawdę. Chyba najlepszy rozdział jaki na jakimkolwiek blogu czytałam. ;D Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i oczywiście ekranizacje. ;))
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent i świetnie się czyta Twoje słowa.
Pozdrawiam,
Z niecierpliwością oczekująca kolejnego rozdziału,
Daria L. ;3
Dzięki wielkie <3 !
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz ;-;
OdpowiedzUsuńTak, moi kochani rodzice odłączyli mi internet, a miałam napisany piękny, długi komentarz. Jakoś wszystko się na mnie uwzięło, bo potem wyjechałam i miałam cały tydzień bez internetu =.=
Na początku rozdziału zastanawiałam się ile z tego, co piszesz jest prawdą. Na zlocie wspominałaś coś o pełni...
Prawdę mówiąc pogubiłam się w tym, kto tu jest sławną pianistką. Ona? Jej mama? Dopiero potem się wyjaśniło.
Czytając dalej zaczęłam oddychać szybciej. Latarnia? Może coś ją zaatakuje?
Opowieścią ojca podsyciłaś ogień.
Cóż, nie mogę powiedzieć, że atmosfera cmentarzy mi nie pasuje. Uwielbiam ją.
Teraz muszę (a może mogę?) czytać i komentować kolejnego bloga. Jak przestanę jeść, bo będę czytać nie będzie kolorowo, a tak to już jest być mną...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAnabell, cudowny rozdział, niegdy jeszcze nie czytałam książki, bloga ani żadnego pojedynczego opowiadania tego rodzaju, ale z pewnością będę czytała twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój styl pisania. Czyta się lekko, przyjemnie..
Również zastanawiam się co z tego, co napisałaś, jest prawdą ;)
Z niecierpliwościa będę czekałą na nowy rozdział, a mam nadzieję, że już szybko dodasz.
Swoim blogiem zachęciłaś mnie do przeczytania jakiej kolwiek książki tak tajemniczej i mrocznej ;p
Życzę weny :)
Dziękuję, jestem w trakcie pisania nowego rozdziału :)
UsuńŚwietny początek. Będę tu częściej zaglądać!
OdpowiedzUsuń