"Pamiętnik Annabelli" to charakterystyczny thriller psychologiczny zabierający czytelnika w fascynującą przygodę siedemnastoletniej dziewczyny, której życie diametralnie się zmienia po tym jak znajduje w lesie stary pamiętnik... Odtąd rozpoczyna mroczną podróż, gdzie fikcja styka się z rzeczywistością, śmierć sprawuje władzę nad życiem, a ona sama powoli odkrywa jak przerażające tajemnice skrywa jej własny umysł. Chcesz je poznać?

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 1




      Siedziałam skulona na łóżku obserwując jak wpadające do pokoju światło księżyca rozświetla moją pościel. Od trzech godzin nie mogłam zasnąć. Nie musiałam nawet wyglądać przez okno – była pełnia, a podczas pełni zawsze doskwiera mi bezsenność. Żaden lekarz nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć, tym bardziej, że nie chodzi tu o lęk tylko o kwestie dziedziczne. Ten rzekomo interesujący dar odziedziczyłam po mamie. Zawsze podczas naszych bezsennych, księżycowych nocy wpatrujemy się w gwiazdy i dając się ponieść wyobraźni wymyślamy przeróżne historie. Rankiem, o dziwo wypoczęte budzimy resztę rodziny i niczym uciążliwe budziki biegamy po domu krzycząc w niebogłosy. Spośród trójki rodzeństwa tylko ja odziedziczyłam księżycową bezsenność. Mama nigdy z tego powodu nie traktowała mnie z wyższością, ale mimo tego myślę, że jestem z nią naprawdę blisko. Bliżej od moich sióstr. Czuję do niej jakieś wyjątkowe przywiązanie, tak jakby ten wspólny dar tworzył jakąś niewidzialną aurę między nami. Pewnie dlatego, kiedy jej dzisiaj ze mną nie ma męczy mnie wielka samotność. Wstałam i podeszłam do okna otwierając je instynktownie. Poczułam znajomy zapach nocy a w tle słychać było koncert świerszczy.

- Co teraz robisz mamo? – spytałam w myślach wpatrując się w srebrzystą kulę.

Odpowiedział mi chłodny powiew wiatru. Pewnie mama również wpatruje się w księżyc myśląc o mnie. Także tęskni. Oddalona o prawie tysiąc kilometrów. Nienawidzę jak wyjeżdża, ale z drugiej strony wiem, że tego nie uniknę. Życie sławnej pianistki wymaga koncertów. Zwłaszcza na tle międzynarodowym, by promować kraj.

      Nocą wszystko jest intrygujące. Z zaciekawieniem przyglądałam się gwiazdom rozrzuconym  na ciemno granatowym niebie. Prawie wszystkie migotały z wyjątkiem paru odmieńców. To planety. Nocne historie mojej mamy często mają miejsce na tych planetach. Bez znaczenia jest czy to tak naprawdę Wenus czy Mars bo mama wymyśla im nowe nazwy, wciela w nie nowe życie. Obdarza je rozumem, własną wolą. Zupełnie jak Bóg Stwórca bezgranicznie ufający temu, co stworzył. Uśmiechnęłam się przenosząc wzrok na pobliskie pola, które ogarnięte mrokiem przypominały tereny rodem z upiornego horroru. Inspirując się ich przerażającym widokiem opowiadam mamie o tajemniczych Cieniach korzystających z panujących tam ciemności. Dzięki nim poruszają się niezauważone i wówczas jako niewidzialne istoty mogą bez problemu polować na zagubione zwierzęta lub nierozważnych ludzi pozostawiając po nich jedynie cień…  W końcu przyszła pora na las. Skierowałam wzrok na wielkie, niekończące się zbiorowisko różnych gatunków drzew i krzewów po lewej stronie pola. Zdecydowanie najbardziej inspirujący punkt naszych opowieści. Zadrżałam na samą myśl o tym, z jaką precyzją mama opowiada o mrocznych tajemnicach skrywanych przez las. Zachowuje się tak, jakby znała go jak własną kieszeń, a jej historie tam mają charakter pierwszoosobowy. Gdybym nadal miała pięć lat uwierzyłabym, że te wszystkie przygody rzeczywiście przeżyła.

 Nagle w głębi mrocznego lasu zauważyłam słabe światło, które powoli stawało się coraz intensywniejsze. To była latarnia. Zamarłam. Skąd tam się wzięła latarnia? I co najważniejsze, jak to możliwe, że się zapaliła? Akurat teraz, kiedy jestem sama? Energicznie zamknęłam okno, zsunęłam rolety i wskoczyłam pod kołdrę. W domu panowała straszna cisza. Teraz, kiedy tak nagle przerwałam koncert świerszczy nie mogłam się do niej przyzwyczaić. W pokoju panował mrok. Sięgnęłam po komórkę by sprawdzić godzinę. Minuta po trzeciej. Zostały mi cztery godziny samotności i strachu. Nie mogłam pozbierać myśli, nie myślałam o niczym innym, tylko o tej latarni. Próbowałam sobie wmówić, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Za każdym razem, kiedy zamykałam oczy pojawiał się obraz lasu i tego narastającego upiornego pomarańczowego światła. Walczyłam sama z sobą, z własnym umysłem.

- To tylko mi się śni! – powtarzałam w myślach.

Cóż za ironia, przecież ja nie mogę zasnąć. Ponownie wszystko wydało mi się realistyczne. W końcu się opamiętałam. Stwierdziłam, że nie mogę panikować, na wszystko znajdzie się jakieś racjonalne wytłumaczenie. Rankiem porozmawiam z tatą, on mieszka tu od dziecka, na pewno co nieco wie o okolicy. Ta myśl uspokoiła mnie. Odważnym krokiem zeszłam do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku. Płomień gazu przypominał mi światło leśnej latarni.

- O nie moja kochana wyobraźnio, tu mnie nie przestraszysz! – uśmiechnęłam się triumfalnie.

Zaparzyłam herbatę i popijając ją małymi łykami czekałam na poranek.

***

     Z niecierpliwością patrzyłam na leniwe wskazówki zegara. Od ponad godziny było już jasno. Słońce radośnie przebijało się przez okno rozświetlając unoszący się w powietrzu kurz. Za trzydzieści minut miałam obudzić rodzinę. Czas płynął nieubłagalnie wolno. Zwykle tak jest, kiedy na coś bardzo czekamy. Noc bez mamy ciągnęła się niemiłosiernie. Postanowiłam zabić nudę przygotowując rodzinie śniadanie. Moje umiejętności kulinarne nie pozwalały na nie wiadomo jak wielkie frykasy, dlatego postawiłam na klasyczną polską jajecznicę z boczkiem.  

Wybiła siódma. Tata punktualnie zjawił się w kuchni. Nie przepada za naszym budzeniem dlatego często nas przechytrza wstając sam o pięć minut wcześniej.

- Hej kochanie, jak minęła noc? – zapytał przecierając ospale oczy.

- Właśnie muszę z tobą o tym porozmawiać – odpowiedziałam dość poważnym tonem.

- Ojej, a co się stało? – zmartwił się tata.

Dobrze znam mojego tatę. Pewnie teraz po jego głowie chodziły różne dziwne myśli. Złamane serce? Gwałt? Ciąża? Widziałam jego zakłopotanie. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam wprowadzać ludzi w stan takich emocji. To może brutalne, ale sprawia mi przyjemność. Niestety teraz, kiedy zależało mi na czasie nie mogłam dalej grać na wrażliwości taty.

- Wiesz tato, kolejna bezsenna księżycowa noc. Jak zwykle siedziałam przy oknie wpatrując się w las, ale tym razem zauważyłam coś dziwnego. – odpowiedziałam.

- Co takiego? – zdziwił się.

- Nagle w głębi lasu zapaliła się latarnia, zastanawiam się skąd ona się tam wzięła? Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Wiesz coś może o tym?

Tata na początku nic nie odpowiedział. Usiadł przy stole i zaczął pustym wzrokiem wpatrywać się w ściany. Wydawało mi się, że zbladł. Wyczuwałam jego strach.  Po chwili milczenia powoli przeniósł wzrok na mnie.

- Kiedy byłem małym chłopcem opowiadano mi historie o starym cmentarzu w lesie. Niewiele z tego rozumiałem, ale wystarczyło żebym się tam nie szwendał.

Czułam jak serce zaczyna mi mocniej bić. Cmentarz? Czemu ja o tym nic nie wiedziałam?

- Gdy miałem osiemnaście lat postanowiłem poszukać tego cmentarza – Kontynuował tata – Młody byłem, głupi i chyba za odważny. Wraz z kolegą spędziliśmy cały dzień na szukaniu dowodów jego istnienia, ale nic nie znaleźliśmy. Czułem się nieco oszukany, że przez tak wiele lat ludzie robili mnie w balona. Opowiedziałem o tym wszystkim mieszkańcom. Po krótkim czasie strach przed lasem zniknął. Dzieci w końcu mogły się tam bawić. Do czasu…

-Co się stało? – spytałam. Ta historia bardzo mnie zainteresowała.

- Pewnego dnia córka Pisowskich nie wróciła do domu. Zaczęły się wielkie poszukiwania. Po czterech godzinach  odnaleziono dziewczynkę. Nie żyła. Odziana była w czarną szatę, a jej oczy nie miały źrenic. Przerażający widok. W lewej ręce trzymała pożółkłą kartkę z niewyraźnym rysunkiem. Cmentarza Annabello, nawiedzonego cmentarza.

12 komentarzy:

  1. O Heleno!
    Absolutnie świetne! Zarówno jeśli chodzi o wygląd bloga, treść rozdziału, styl pisania... nie wyłapałam również żadnych błędów, ale możliwe za bardzo skupiłam się na fabule :).
    Kiedy to czytałam (w nocy co prawda, ale nie byłam w stanie wtedy się wypowiedzieć) po prostu porwałaś mnie w swój świat przedstawiony, dosłownie uwięziłaś w środku, a teraz czekam zawieszona na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Aleksandra M.

    Ps. Byłabyś w stanie informować mnie na facebooku o kolejnych dodawanych notkach? Wiele by to ułatwiło. Jeszcze raz pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O święta Helenko!
    Wspaniałe, cudowne, piękne! Takie jak Ty <3
    Miewasz tam co jakiś czas takie błędy, na które ja jestem przeczulona, albowiem zapominasz może niechcący - brak spacji, chyba nie zauważyłaś tego, ale ja tak :D
    Np. 'sięlatarnia' ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. +Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i cieszę się, że założyłaś go :)

      Usuń
    2. Błędy poprawię, dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  3. OMH. To było cudowne, naprawdę. Chyba najlepszy rozdział jaki na jakimkolwiek blogu czytałam. ;D Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i oczywiście ekranizacje. ;))
    Masz ogromny talent i świetnie się czyta Twoje słowa.
    Pozdrawiam,
    Z niecierpliwością oczekująca kolejnego rozdziału,
    Daria L. ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz ;-;
    Tak, moi kochani rodzice odłączyli mi internet, a miałam napisany piękny, długi komentarz. Jakoś wszystko się na mnie uwzięło, bo potem wyjechałam i miałam cały tydzień bez internetu =.=
    Na początku rozdziału zastanawiałam się ile z tego, co piszesz jest prawdą. Na zlocie wspominałaś coś o pełni...
    Prawdę mówiąc pogubiłam się w tym, kto tu jest sławną pianistką. Ona? Jej mama? Dopiero potem się wyjaśniło.
    Czytając dalej zaczęłam oddychać szybciej. Latarnia? Może coś ją zaatakuje?
    Opowieścią ojca podsyciłaś ogień.

    Cóż, nie mogę powiedzieć, że atmosfera cmentarzy mi nie pasuje. Uwielbiam ją.
    Teraz muszę (a może mogę?) czytać i komentować kolejnego bloga. Jak przestanę jeść, bo będę czytać nie będzie kolorowo, a tak to już jest być mną...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anabell, cudowny rozdział, niegdy jeszcze nie czytałam książki, bloga ani żadnego pojedynczego opowiadania tego rodzaju, ale z pewnością będę czytała twojego bloga :)
    Podoba mi się twój styl pisania. Czyta się lekko, przyjemnie..
    Również zastanawiam się co z tego, co napisałaś, jest prawdą ;)
    Z niecierpliwościa będę czekałą na nowy rozdział, a mam nadzieję, że już szybko dodasz.
    Swoim blogiem zachęciłaś mnie do przeczytania jakiej kolwiek książki tak tajemniczej i mrocznej ;p
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, jestem w trakcie pisania nowego rozdziału :)

      Usuń
  7. Świetny początek. Będę tu częściej zaglądać!

    OdpowiedzUsuń