Mama
dzwoniła bez przerwy, a ja ignorowałam kolejne połączenia. Ciągły dźwięk
dzwonka nie pozwalał mi się skupić. To już nawet nie był dzwonek, tylko ryk. Nie
słyszałam sygnału, a krzyk. Z każdą sekundą był coraz głośniejszy, drażnił
mnie, wręcz sprawiał ból. W końcu wyłączyłam telefon. Tym samym skazałam siebie
na okrutny los. To ja byłam katem. To ja
go wybrałam. Oślepiona chęcią odkrycia tajemnic lasu przestałam myśleć racjonalnie.
Nie poznawałam siebie. Skąd u mnie taka porywczość? Wtedy po raz pierwszy
doszłam do wniosku jak słabo znam swoje ciało.
Pozostałe dwie lekcje w szkole
urozmaicał mi chaos mych myśli. Nie było nawet mowy o jakimkolwiek skupieniu
się. Nie dziś. Patrzyłam na klasowy zegar. Próbowałam go przyspieszyć.
Wskazówki nadały rytm moim myślom włączając się do chaotycznej choreografii. W
głowie układałam obrazy, które będzie mi dane już niedługo zobaczyć.
Zapomniałam o mamie. Komórka leżała w torbie nasycając się wiadomościami w
poczcie głosowej.
Wychodząc ze szkoły poczułam wolność.
Ekscytacja nie odstępowała ani na krok.
Byłam odkrywcą. Moje szare dotychczasowe życie miało okazję doświadczyć swojego renesansu. Potrzebowałam czegoś nowego.
Zawsze fascynowały mnie nieprawdopodobne historie, które okazywały się być
prawdą. W tym momencie to ja pisałam jedną z nich.
Po dziesięciu minutach byłam w domu.
Rzuciłam torbę na łóżko i podeszłam do okna. Dziś widok na las wydawał się być
jeszcze piękniejszy. Zupełnie jakby drzewa przygotowały się na moją obecność.
Uśmiechnęłam się. Przyroda mnie zapraszała, potrzebowała mnie. Wyszłam z domu i
ruszyłam przed siebie. Próbowałam odtworzyć dokładnie miejsce, w którym
znajdowała się latarnia. Szłam prostą drogą, gdzie po prawej stronie ciągnęło
się złote pole zboża, a po lewej soczysto zielony las. Niczym dwa żywioły,
których od starcia dzieli piaszczysta, neutralna droga. Prowadził mnie głos
intuicji. Słyszałam go wyraźnie, ale nie potrafiłam tego zjawiska wyjaśnić.
- Stój! –dotarło do mnie.
Tak, to tu. Wiedziałam gdzie skręcić.
Nie wiem jak, po prostu wiedziałam.
Udałam się w stronę krzaków. Odsunęłam nasycone zielonymi liśćmi gałęzie by po
chwili odkryć, że stoję na początku jakiejś drogi. Po tej stronie lasu przyroda
nie była już tak zachęcająca.
- Jak to możliwe? – pomyślałam kierując
wzrok do góry.
Osadzone przy drodze drzewa zataczały łuk, a ich grube korzenie wypełzały spod
ziemi tworząc zbiór krętych wzorów.
-„Do serca Eineimusu prowadził
drewniany tunel. Każdy śmiałek, który go przeszedł mógł zmienić swój los…” –
przypomniałam sobie fragment z opowieści mamy.
A więc to jest ten drewniany tunel…
Spojrzałam przed siebie. Droga prowadziła prosto, wraz z odległością przyroda
wydawała się obumierać. Liście żółkły, a z każdym metrem zapadał coraz większy
mrok. Zaintrygowana tym zabójczym pięknem ruszyłam w jego stronę.
Szłam wolno, ale pewnie. Kolejny krok
przyswajał przyjemną dla ciała dawkę wrażeń. Chciałam więcej. Drzewa
przyglądały mi się, zauważyłam, że im dalej idę, tym bardziej ich kora staje
się szara. Świat definitywnie tracił kolory. Nawet moje włosy nieco pobladły
nie przypominając już lekko rudawego brązu. W końcu weszłam w strefę
najintensywniejszego mroku. Wyciągnęłam przed siebie ręce rozglądając się z
nadzieją, że moje oczy szybko przyzwyczają się do panującej ciemności. Idąc
dalej, bardzo ostrożnym krokiem natknęłam się na coś. Przejechałam dłonią po
tajemniczym obiekcie. Dość duży. To drzwi. O, żeby tylko drzwi, to są wrota!
Wrota do Eineimusu - krainy z opowieści mamy. Jeśli jej słowa były prawdziwe
już wkrótce zmienię swój los. Zawsze chciałam być władcą swojego losu. Myśl o
tym dała mi jeszcze więcej siły. Energicznie wyszukałam klamki. Chwyciłam ją,
wzięłam oddech i pchnęłam mosiężne wrota. Oślepiło mnie niespodziewane jasne
światło. Przyzwyczajona do mroku byłam tym zaskoczona. Zasłoniłam oczy, już
zaraz będą gotowe by ujrzeć największy sekretu
lasu.
Cmentarz… Zmarłam. Od razu
przypomniała mi się historia taty. A więc on jest sercem Eineimusu. Rozejrzałam
się. Zbiór starych zaniedbanych grobów tworzył upiorny kontrast z drażniącą
oczy jasnością. Nagrobki ozdobione były w liczne rzeźby, które w większości
pozbawione rąk, nóg czy głów natężały przerażającą atmosferę. Złamane skrzydła
kamiennych aniołów oraz leżące na ziemi korpusy świętych oznaczały jedno – nie Bóg
lecz Szatan tu rządzi. Poczułam obecność zagubionych dusz. Słyszałam ich
szepty. Skazane na te więzienie nie mogły się uwolnić. Zazdrościły mi mojej wolności. Mój los wtedy
powoli się odmieniał.
Centralnym punktem cmentarza był
skąpany rdzą krzyż. Lekko zakrzywiony wskazywał drogę do opuszczonego domu,
który był kilkaset metrów dalej. Ciało podążyło w jego stronę. Zdrowy rozsądek
po raz kolejny ustąpił rządzącej mną silę. Uległam.
Z każdym krokiem dom wydawał się być
coraz większy. Miałam wrażenie, że dusze za mną podążają, pchają mnie ku niemu.
Przyspieszyłam. Czarne chmury nad domem nadały mu klimatu rodem z horroru. Zupełnie jak naiwna bohaterka postanowiłam do
niego wejść. Wyrwane drzwi zapraszały mnie do środka. Weszłam. Cisza niemal od
razu zakłócona została skrzypieniem spróchniałych desek. Odpowiedział mi wiatr.
Huczał uradowany moim przyjściem. Postanowił włączyć się do melodii. Pomieszczenie,
w którym się znajdowałam było zrujnowane. Dywan niemal w całości zjedzony przez
zamieszkałe tam mole idealnie wkomponował się w szkielet niegdyś używanej szafy.
Koło jednego z okien znajdowało się biurko, a na nim rozrzucone były jakieś
stare dokumenty. Podeszłam bliżej. Z ledwo widocznych liter wyczytałam notatki
i rachunki. Wszystko wskazywało na to, że był to dom grabarza. Całkiem dobrze
mu się powodziło, jego dochody były spore jak na tamte czasy.
Nagle usłyszałam odgłos kroków,
dobiegał z góry. Przerażona upuściłam trzymające w dłoni kartki. Stałam wryta
bojąc się oddychać. Ktoś tam był. Ciało zaczęło podążać w stronę
schodów. Nie chciałam, bałam się, ale całkowicie zależna od moich nóg uległam
po raz kolejny. Czułam się jak bezbronny kawałek metalu, który podatny na siłę
magnesu mknie w jego stronę. Weszłam po schodach, zamknęłam oczy, ale po chwili
powieki otworzyły się. W pokoju było prawie pusto. Na środku, niemal idealnie
wymierzonym stała skrzynia. Magnes. Podeszłam bliżej. Naiwna jak Alicja z
Krainy Czarów postanowiłam ją otworzyć. Chmura kurzu przez moment zakryła mi
widok. W skrzyni leżała jakaś książka,
była pusta, na pierwszej stronie odkryłam napis.
„Pamiętnik”
-To jest ta tajemnica? To on ma
odmienić mój los? – zakpiłam, czułam się oszukana.
Jednak było w nim coś, co powoli
przeradzało się w jakieś niewyjaśnione uczucie. Robiło się coraz większe.
Ponownie nie mogłam już zakpić. Polubiłam go. Od razu. Czy to normalne?
Mechanicznym ruchem otarłam go z pozostałości kurzu. Przytuliłam. Nie słyszałam
już przeraźliwego skrzypienia schodów, nie robił na mnie wrażenia wciąż dający
popis wiatr. Chciałam wrócić do domu, zaopiekować się moim znaleziskiem.
- Przyjaciel.- powiedziałam cicho.
Czułam potrzebę pisania. Dlaczego? Przecież nigdy jej nie doświadczyłam. Przez drogę powrotną tylko raz pomyślałam o
mamie. Więź z nią wydała się być znikoma, jednak zaznaczyła dość solidne piętno
w moim sercu. Upiorna ścieżka była taka piękna… Taka idealna… Świat był cudowny.
Chciałam pisać! Zapoznać się z pamiętnikiem! Wracało mi się jakoś szybciej
lżej. Moje szczęście było nie do opisania. Jakże ogromną moc miał ten pamiętnik.
Wróciłam do domu. Uśmiech nie
schodził mi z twarzy. Miałam motyle w brzuchu. Idealnie! Nie zauważyłam nawet
tego, że tata podszedł do mnie. Widząc moje szczęście złapał się za serce.
Spojrzał najpierw w górę, potem znowu na mnie.
-Mama nie żyje. Miała wypadek jak
wracała do domu. Lekarze nie dawali jej szans.
Z jego oczu poleciały łzy.
_______________________________________
Mam nadzieję, że zaciekawił Was ten rozdział. Sama przyznam, że podczas pisania rodzą się coraz to nowe pomysły. Polubiłam to.
Jak zawsze proszę o opinie. Pozdrawiam. Do następnego rozdziału!
Mrocznie. Zastanawiam się czy bohaterka będzie się cieszyć, skoro nie czuje takiej więzi z matką czy też nie :)
OdpowiedzUsuńPisz następny!
:)
UsuńMusze powiedzieć, że po przeczytaniu słów o śmierci moje oczy napełniły się łzami. Poczułam się jak bochaterka. Kamien zawisł na moim sercu jak gdybym to ja straciła kogoś bliskiego.
OdpowiedzUsuńtematyka mroczna, nigdy się nią nie interesowałam ale zaintrygowałaś mnie. Będę czytała tego bloga aż do końca, mam nadzieję że szybko nie nastapi.
Życzę przyjemnego pisnia i abyć dalej wzbudzała w nas (przynajmniej we mnie) takie emocje jak przy tym rozdziale. :D
dziękuję :)
UsuńRozdział cudowny, zresztą jak pozostałe. Jak przeczytałam zdanie o śmierci, do oczu napłynęły mi łzy. Lubię takie mroczne klimaty i chcę więcej. Czekam na nowy rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Daria. ♥
Dzięki :)
UsuńPiękne!
OdpowiedzUsuńmiło :)
UsuńO ja pierdziele...
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, jestem zdziwiona. Nigdy nie lubiłam takiego mrocznego klimatu, przynajmniej nigdy mnie do tego nie ciągnęło, choć dużo czytam i sama czasem piszę, ale to... Przeepickie. Czytając te opisy miałam autentyczne ciarki na plecach, a to mi się chyba jeszcze nie zdarzyło. Rzadko kiedy znajduję w internecie coś naprawdę interesującego, jeśli chodzi o amatorską twórczość, ale Twój styl pisania jest świetny. Czekam na dalsze rozwinięcie akcji, bo przyznaję, że jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. Daj namiar na dilera, co Ci taką fajne pomysły podsyła ;D.
Miłego wieczoru.
Ojej dziękuję, bardzo mi miło :) Następny rozdział powinien się pojawic niedługo więc zapraszam :)
UsuńGenialne. Gdy czytałam, miałam ciary ^^
OdpowiedzUsuń